O marce Neoderma słyszałam już wcześniej, jednak dotychczas spotykałam się z nią jedynie w gabinetach kosmetycznych. Tym chętniej sprawdziłam, jak jej preparaty radzą sobie w pielęgnacji domowej. Przez miesiąc testowałam krem kojący na dzień Apaline, który okazał się sprzymierzeńcem mojej naczynkowej skóry.

 

Bio-Peeling marki Neoderma dał się poznać mieszkankom Cypru już w latach 90. W polskich salonach zawitał on nieco później, ale w końcu sprawił, że wiele dziewczyn i kobiet, w tym tych walczących z trądzikiem, odzyskało nadzieję na gładką i nieskazitelną cerę. Już nawet jeden zabieg dawał widoczne efekty w postaci wygładzenia skóry i ujednolicenia jej kolorytu. Z tym większym zadowoleniem przyjęłam fakt, że wyciągi roślinno-ziołowe, z których znana jest Neoderma, wreszcie zaczęto stosować również w profesjonalnej pielęgnacji domowej.

 

Neoderma na niepogodę

Neoderma, bazując na opatentowanych przez siebie koktajlach ziołowych, stworzyła ponad 200 formuł odpowiadających na potrzeby różnych typów skóry. Należy tu uczciwie przyznać, że ich skuteczność jest też zasługą maksymalnie wysokiego stężenia składników aktywnych. Daje się to odczuć nie tylko po zabiegach kosmetycznych z wykorzystaniem preparatów Neodermy, ale i podczas stosowania produktów do pozabiegowej pielęgnacji domowej. Z uwagi na otaczającą nas obecnie aurę zdecydowałam się przetestować Krem Kojący na Dzień Apaline Professional.

Neoderma Apaline

Serię Apaline stworzono z myślą o skórze alergicznej i wrażliwej ze skłonnością do trądziku różowatego. Jest to kolekcja produktów nawilżających, kojących i wyciszających cerę, które idealnie wpisują się w trwający teraz popyt na kosmetyki anti-pollution. Tak też potraktowałam testowany przeze mnie krem na dzień, który zgodnie z obietnicą producenta powinien chronić przed czynnikami zewnętrznymi oraz zaradzić skutkom nadreaktywności skóry na zimno. Jak sprawdził się on w moim przypadku?

 

Neoderma Apeline vs nadreaktywność skóry

Jak we wszystkich produktach Neodermy, tak i tu zadbano o odpowiedni dobór składników. Zawarty w nim fito-skwalen, dostarczający skórze lipidów, wykazuje właściwości naprawcze, które sprawdzają się w łagodzeniu zaczerwienień oraz podrażnień. Za redukcję reakcji alergicznych odpowiada wyciąg z kaparów. Preparat jest świetnie opracowanym kremem ochronnym, staje się więc jasne, że nie pomogło zabraknąć w nim też witaminy E, czyli najskuteczniejszej witaminy młodości. Jak taka kompozycja wpłynęła na moją cerę?

Apaline, przy mojej naczynkowej skórze, z tendencją do trądziku różowatego, doskonale sobie poradził. Stosowałam go zawsze rano i co dwa, trzy dni, również na noc, zwłaszcza po zastosowaniu dzień wcześniej kremu złuszczającego na noc. Pozytywne działanie zauważyłam natychmiastowo, skóra była dobrze nawilżona i odżywiona przez cały dzień. Czułam jak skóra twarzy „wpija” cenne składniki, czego efekty były widoczne nie tylko dla mnie. Zaróżowione policzki nabierały jednolitego kolorytu, a sama skóra pozostawała delikatna i gładka.

Krem oparty na wyciągach z brzozy, kasztanowca, rumianku, nagietka oraz przeciwzapalnym ruszczyku kolczastym doskonale odbudowuje naskórek i nawilża cerę. Odczułam to szczególnie po zabiegach złuszczających oraz peelingu węglowym. Apaline okazał się idealny w momencie, kiedy moja skóra potrzebowała dogłębnego nawilżenia oraz ukojenia. Krem przypadł mi do gustu także z innego powodu – nie tylko, jak obiecuje Neoderma, pozostawia na skórze delikatny filtr, ale dodatkowo dobrze się wchłania i pięknie pachnie.

Produkt testowałam zimą, przez ok. 30 dni. Tyle czasu zajęło mi zużycie całego opakowania. Co muszę zaznaczyć, tradycyjnie stosowałam go również na szyję i dekolt. Tutaj nasza skóra także jest bardzo delikatna i potrzebuje dobrego nawilżenia i zgodnie z przewidywaniami krem kojący przysłużył się kondycji skóry także w tym obszarze.