Nasza rozmowa z Martą Nanowską, skrzypaczką i projektantką mody zbiegła się w czasie, gdy Jej marka Marantha obchodzi pierwsze urodziny. To idealny moment na podsumowanie tych dwunastu miesięcy, ale też doskonały pretekst do zaprezentowania wyjątkowych strojów z kolekcji Marantha w aberracyjnym obiektywie Zbigniewa Skupińskiego. Specjalnie do wywiadu powstała sesja zdjęciowa z udziałem modelki Pauliny Pastwy oraz Redaktor Naczelnej Zatoki Piękna - Estery Gabczenko. Zapraszamy do czytania i oglądania zdjęć z sesji pod koniec wywiadu!

 

Estera Gabczenko: Po raz pierwszy spotkałyśmy się rok temu, gdy debiutowałaś ze swoją marką modową Marantha. Co przyniosły Ci ostatnie dwanaście miesięcy?

Marta Nanowska: Przede wszystkim zadziało się wiele w temacie pokazów. Mam ich za sobą siedem, w tym dwa główne pokazy marki. Marantha została zaprezentowana m.in. w Trójmieście, Warszawie oraz Fashionable East w Białymstoku. Bardzo istotne były dla mnie publikacje w zagranicznych pismach poświęconych modzie, ponieważ chciałabym, aby marka była rozpoznawalna także poza granicami Polski.

Trójmiasto - co bardzo mnie cieszy - powoli przyzwyczaja się do znaku Maranthy, kojarząc moją osobę zarówno modowo, jak i muzycznie. A na tym najbardziej mi zależało. Moda, Muzyka, Marantha - trzy “M” składają się na istotę mojej działalności zawodowo-artystycznej.

Zanim zajęłaś się modą, zrobiłaś międzynarodową karierę jako skrzypaczka. Czy wejście na nową ścieżkę kariery było spontaniczną decyzją, czy zawsze wiedziałaś, że chcesz się zająć projektowaniem ubrań i czekałaś tylko na stosowną chwilę?

Karierę skrzypaczki wybrali moi rodzice, oczywiście przy mojej aprobacie. Pochodzę z rodziny muzyków - Mama i Tata są pianistami, Siostra śpiewaczką, stąd zawsze wiedziałam, że w jakiś sposób zwiążę się z tą dziedziną.

Natomiast nad modą zaczęłam się zastanawiać, kiedy zdałam sobie sprawę, że na wygląd i wizerunek muzyków klasycznych patrzy się z przymrużeniem oka. W przeciwieństwie do gwiazd muzyki rozrywkowej, ich stroje są nie na czasie, często staroświeckie i nieurzekające krojem. Z założenia odbiorcy ich talentu przychodzą posłuchać pięknych utworów, nie zaś popatrzeć na ubiór. Jako skrzypaczka, na którą patrzyli melomani zgromadzeni w filharmoniach i salach koncertowych na całym świecie, zapragnęłam zaproponować coś więcej. Prócz muzyki, ważny jest dla mnie aspekt wizualny artysty.

Zaczęłam projektować suknie na swoje występy, szyła je moja krawcowa. Po koncertach zaczęły się pojawiać pytania, z jakiego atelier pochodzą kreacje, które miałam na sobie, gdzie  można je zamówić. W tamtym momencie wiedziałam już, że kolejny krok to pójście w stronę mody.

W jaki sposób muzyka wpływa na Twoje projekty modowe?

Tak jak w przypadku każdej niemal dziedziny sztuki, dochodzi do synkretyzmu, czyli połączenia wielu ich gałęzi i form wyrazu. Muzyka łączy się dla mnie z malarstwem. Historia sztuki zawsze była elementem moich zainteresowań. W najnowszej kolekcji na wiosnę i lato 2017 wykorzystuję barwy z obrazów Paula Gauguina, ponieważ bardzo lubię jego twórczość.

Każdy przygotowywany przeze mnie projekt ma motyw przewodni. Pokazy nawiązują do stylów w muzyce oraz malarstwie. Każdy z nich stanowi zamkniętą całość, włącznie ze skomponowanym przeze mnie podkładem muzycznym.

Rzadko się zdarza - jeśli w ogóle - żeby projektantka dawała koncert przed pokazem, a do tego komponowała do niego muzykę.

Podkład muzyczny to integralna część pokazu. Muzyka, Moda, Marantha - jedno wynika z drugiego. Pomysły na muzykę czasem pojawiają się w tym samym czasie, gdy pracuję nad projektami kolekcji. Mało kto wie, że w muzyce istnieje pojęcie kolorystyki dźwięku. Dla mnie - jako artystki - barwy strojów łączą się z barwami muzycznymi. To ciekawe zagadnienie zgłębiali dziewiętnastowieczni synesteci. Osoby o dużej wrażliwości uczyły się “kolorowego słyszenia”, czyli widzenia barw, a nawet odczuwania smaków podczas słuchania różnych form muzycznych. Ja robię podobnie - wykorzystuję siłę oddziaływania dźwięków, łącząc je z barwami swoich kolekcji.

Estera Gabczenko, Marta Nanowska
Fot. Zbigniew Skupiński Aberracje / MUA Makijażystka Paulina Furgoł

 

A poza sztuką, już w typowo ludzkim wymiarze, czy jest ktoś, kto wspierał Cię i inspirował do podjęcia wyzwania, kiedy narodził się pomysł na markę Marantha?

Szczerze mówiąc, wiele osób z mojego najbliższego otoczenia wykazało się pewną dozą sceptycyzmu. Rozumiem je, ponieważ moda jest dopełnieniem moich zainteresowań twórczych. Przede wszystkim jestem muzykiem.

Od początku kibicował mi mój Tata. Potem w obranym pomyśle utwierdziło mnie zainteresowanie mediów, doceniających fakt, że na pokazach daję też koncert. W ogóle w Trójmieście nadal istnieje nisza dla mody. Topowi polscy projektanci związani są ze środowiskiem warszawskim. Rzadko mamy okazję zobaczyć tutaj pokaz główny marki, zazwyczaj są to pokazy łączące kilka marek. Marantha to powiew świeżości, coś nowego i przygotowanego zarówno od strony wizualnej, jak i muzycznej.

Jesteś także organizatorką swoich pokazów. 

Muzycy są pozbawieni marketingowej smykałki. Musiałam się tego nauczyć. Jako test potraktowałam pierwszy pokaz marki Marantha, który odbył się rok temu z Hotelu Hilton w Gdańsku. Wyłożyłam własne środki, zajęłam się zarządzaniem ludźmi należącymi do ekipy przedsięwzięcia. Wykonałam ogromny wysiłek - zawsze wszystko dopinam na ostatni guzik, jestem perfekcjonistką. Ale sukces tamtego inauguracyjnego pokazu - koncertu utwierdził mnie w przekonaniu, że się opłacało.

Każdy następny pokaz, czy w ogrodach Hotelu Sofitel Grand w Sopocie, czy na imprezie Fashionable East 2017 w Białymstoku, był odrobinę łatwiejszy ze względu na nabywane przeze mnie doświadczenie organizatorki imprez. Nad filozofią marki pracowałam osiem lat. Ludzie prędko przekonali się, że Marantha nie jest przejściowym kaprysem skrzypaczki.

Projektujesz nie tylko dla Polek, ale dla kobiet na całym świecie.

To prawda. Moje projekty ukazały się już w magazynach modowych w Paryżu, Wielkiej Brytanii i Stanach. Na Zachodzie nowe pomysły przyjmowane są z otwartymi ramionami. Polki są w temacie ubioru nieco zachowawcze. Znają trendy z Tygodni Mody w Paryżu czy Nowym Jorku, ale niekoniecznie noszą je na ulicy. Dobrym przykładem tej sytuacji jest Ewa Minge, której twórczość obserwuję już od wielu lat. W Polsce  nazywana przez niektórych królową kiczu, za granicą jest uznaną projektantką.

Moje projekty też należą do odważnych - bardzo lubię łączyć różne wzory, stosować wyraziste kolory zaczerpnięte z malarstwa. Istnieje duża szansa, że kolekcja jesień-zima 2017 zostanie zaprezentowana  już w Londynie.

Masz swoją ulubioną - własną - kolekcję?

Szczególnym sentymentem darzę swoje suknie estradowe. Oprócz tego, że pięknie wyglądają, to do tego muszą być wygodne, niekrępujące ruchów, dające możliwość dyskretnego podpięcia sprzętu elektronicznego. Na scenie przecież chodzę, oddycham, macham smyczkiem.

Moja ukochana sukienka jest z pogranicza stroju do oglądania, nie noszenia, z racji czego długo się do niej przekonywałam. Wygląda jak kolorowy ptak i jest uszyta z dwustu metrów tiulu.

Miałam okazję nosić jedną z Twoich sukienek w trakcie sesji zdjęciowej. To “Czarne Motyle” - uwielbiam ten projekt.

 

Ta kreacja została przygotowana pod kątem koncertu na świeżym powietrzu, który odbywał się w letni wieczór. Chciałam uzyskać wrażenie ruchu, więc zestawiłam top oraz spódnicę z lekkiego materiału, który porusza się przy każdym powiewie wiatru.

Ogromnie mnie cieszy, że moje sukienki - podobnie jak “Czarne Motyle”, które miałaś okazję nosić - dobrze wyglądają nie tylko na modelkach. Taki jest zamysł marki Marantha. Na potrzeby pokazów zmniejszamy rozmiar strojów, ale docelowo mają się pięknie prezentować na kobietach w normalnych rozmiarach, nie tylko hollywoodzkim “size 0”.

Gdzie - poza pokazami - można obejrzeć lub kupić Twoje projekty?

Stroje można obejrzeć i zakupić w sklepie internetowym Marantha.pl. Można też odwiedzić Studio F w Gdyni lub warszawski butik na Mokotowskiej 41, żeby je przymierzyć i dotknąć.

 

Opowiedz jeszcze o swojej najnowszej kolekcji na wiosnę i lato 2017.

Jak już mówiłam, inspiracją były dla mnie kolory z obrazów Paula Gauguina, które namalował na Tahiti. To kolekcja lekka i zwiewna. Zostanie zaprezentowana w Sofitel Grand Sopot 13 maja. Podwójne zaproszenie na tę imprezę przygotowałam specjalnie dla Czytelniczek Zatoki Piękna. Proszę śledzić fanpage serwisu - wkrótce podam szczegóły. Czekam na Was na pokazie!

Jesteś piękną, atrakcyjną kobietą. W jaki sposób dbasz o swoją urodę, żyjąc w świetle reflektorów?

Zwracam szczególną uwagę swoją dietę. Stawiam na jakość, jedząc małe, ale regularne porcje. Uwielbiam jedzenie, ale muszę uważać na linię. Na szczęście bardzo lubię też biegać.

W kwestii urody jestem trochę “Zosią Samosią”. Maseczki i koktajle odmładzające robię sama w domu, wyjmując z lodówki jajka, awokado czy miód. Co nie znaczy, że nie korzystam też z rozwiązań medycyny estetycznej, na przykład laserów. Dobry wizerunek to nie tylko wyszukany strój, ale i gładka cera, błyszczące włosy. Każda kobieta dobrze o tym wie.

Dziękuję za rozmowę.

Estera Gabczenko, Marta Nanowska
Fot. Zbigniew Skupiński Aberracje / MUA Makijażystka Paulina Furgoł

 

Podziękowania za realizację sesji zdjęciowej do wywiadu dla:

Fotograf Zbigniew Skupiński z Aberracje aberracje.eu

Makijażystka Paulina Furgoł

Modelka Paulina Pastwa

oraz Stacja Orunia za udostępnienie sceny