Aby dostać się do ich mieszkania w Gdyni Orłowie, trzeba przejść przez pracownię krawiecką, pracownię kulinarną oraz ogród. Panujący w nich artystyczny, ale przytulny klimat, wprawia w błogi nastrój. Po wspólnym posiłku (pojawiłam się akurat w porze obiadowej), przy herbacie z lawendy spytałam, skąd płynie całe to otaczające ich piękno. Jola Słoma i Mirek Trymbulak mają prostą odpowiedź - to, co wewnątrz, pokaże się i na zewnątrz.

 

Małgorzata Trejtowicz: Czegokolwiek się nie dotkniecie, zamieniacie to w coś PIĘKNEGO. Nieważne, czy chodzi o przygotowanie posiłku, zaprojektowanie wnętrza czy wybranie komuś zawartości szafy. Jak to robicie?

Jola Słoma: Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Nikt nigdy nie zadał nam pytania: “jak wy to robicie”? Wydaje mi się, że jeżeli człowiek ma kreatywne podejście do świata i do życia, i jeżeli kocha piękno i harmonię, to zawsze będzie dążył do tego, żeby wszystko, co napotka na swojej drodze, ulepszać, sprawiać, żeby było bardziej harmonijne. Dla nas harmonia jest niezwykle istotna. Chociaż czasami wydawałoby się, że walcząc ze stereotypami i z konwencjonalnym podejściem do życia, zaburzamy ją…

Mirek Trymbulak: Z artystami jest tak, że dziedzina, w której się poruszają, wyznacza pewne ramy. Jeżeli są to muzycy, to na pewno mają wypasiony sprzęt muzyczny i wielką płytotekę… U nas ten element wypada słabo - w mieszkaniu mamy głośniki, które są o wiele za duże i o wiele za słabe jak na dzisiejsze zdobycze techniki. Natomiast, pracując w branży wizualnej, w dodatku w domu, na bieżąco analizujemy otaczające nas elementy i sprawdzamy, czy “mamy się ku sobie”. Kiedy więc idziemy kręcić program w Atelier Smaku, zaczynamy od sprawdzenia, czy naczynia i tło pasują do siebie oraz do tematu odcinka.

W kwestii wyposażenie domu, zależy nam, żeby przedmioty były praktyczne, ale też, żeby “wyglądały”. Lubimy, gdy jest kolorowo, ale nie silimy się na to, żeby było nieprzeciętnie. Szczególnie zafascynował nas śródziemnomorski styl w aranżacji wnętrz. Swój ślad zostawiła także podróż do Indii. Generalnie staramy się, żeby efekt mógł być osiągnięty za pomocą rzeczy, które łatwo dostać i które nie są drogie. Jeśli cegły i kafle, to tylko z rozbiórki…

 

A jak jest z ubieraniem ludzi?

Jola Słoma: Z pracą stylisty jest trochę inaczej. Każdy człowiek ma inny charakter, pomysł na siebie i pojęcie piękna. Pracując z  drugą osobą, musimy zawsze wziąć pod uwagę to, do czego ona dąży. Czasem stylista proponuje tak diametralną zmianę, że klient się w niej nie odnajduje, jest zagubiony i w efekcie nieszczęśliwy. Jest to psychologiczna gra między tym, co można podpowiedzieć danej osobie, a tym, do czego ona chciałaby dążyć. Trzeba uważać, żeby nikogo nie urazić.

Mirek Trymbulak: Znamy fryzjera stylistę, który potrafi wypalić klientce: “musisz zmienić to uczesanie, bo wyglądasz, jakbyś była starsza od węgla”. Zdarza się i takie podejście...

Jola Słoma: My po prostu pewne rzeczy widzimy i wiemy, w którą stronę można by pójść. Aby to zrealizować, musimy jednak dużo wiedzieć na temat życia tej osoby, na temat jej psychiki, do czego potrzebna jej metamorfoza. Nie dopuścić do sytuacji, kiedy ktoś jest “zbyt ubrany”. Bywa tak, że na ważnej uroczystości, wszyscy chcą dobrze wyglądać. A to oznacza: pójść do fryzjera, zrobić sobie manicure i pedicure, ubrać najodświętniejszą suknię, najlepsze buty i obwiesić się całym złotem, które się ma w domu. A to wszystko niekoniecznie da pożądany efekt, jeśli na przykład nie wyczujemy rangi imprezy.

Koleżanka opowiadała nam, że była świadkiem sytuacji, gdy młodziutka kobieta z długimi tipsami z wielkim trudem próbowała zawiązać sznurowadła swojemu synkowi. To świetny przykład tego, jak niefrasobliwie ludzie zmieniają sobie image. Czasem ta dysharmonia aż kłuje w oczy.

 

Rygorystyczne kanony pięka i pęd ku wiecznej młodości prawdopodobnie zawsze będą towarzyszyć człowiekowi. Macie na to receptę?

Mirek Trymbulak: Zewnętrzne piękno pojawia się zazwyczaj wtedy, kiedy czujemy się wewnętrznie zadowoleni. Często myślę o naszej stałej klientce, która - przy rozmiarze 40 - zawsze czuła się wewnętrznie gruba. I kiedyś podczas przymiarki, kiedy narzekała na swoją wagę, do pracowni weszła kobieta, która miała tyle centymentów w udzie, ile ona w talii, ale czuła się wewnętrznie piękna i pewna siebie.

Jola Słoma: Ta - nazwijmy ją - puszysta kobieta - zdawała sobie sprawę, że odstaje od normy, ale to nie czyniło jej nieszczęśliwą. W tamtym konkretnym momencie nie miała wpływu na swoją wagę z powodów zdrowotnych, ale miała wpływ na to, jak wygląda. I nosiła kolorowe ubrania, eksponowała swój piękny biust, opaloną skórę, gęste czarne włosy. I tak dobieraliśmy zawartość jej szafy, żeby te cechy podkreślić, kierując się zresztą jej prośbą - “ubierzcie mnie tak, żeby ludzie patrzyli na moje piersi, a nie na mój brzuch”.

Jola Słoma i Mirek Trymbulak
Jola Słoma i Mirek Trymbulak, Atelier Smaku / fot. archiwum prywatne

 

A zatem musimy dążyć do wewnętrznej harmonii i szczęścia, żeby “błyszczeć” zewnętrznie. Tylko jak to robić?

Jola Słoma: Bardzo często w młodości jesteśmy nieszczęśliwi, bo wydaje się nam, że wielu rzeczy nam brakuje, podczas gdy posiadamy wszystkie elementy niezbędne do szczęścia. Im jesteśmy starsi, tym mniej zadowoleni się stajemy, bo na przykład pojawiają się zmarszczki. Nie doceniamy swojej mądrości i doświadczenia życiowego. Przerażające jest to, że przechodzimy sfrustrowani przez całe życie.

Zdarzało mi się spotkać 18-latki, które uważały się za stare albo śliczne modelki przerażone pierwszymi zmarszczkami wokół oczu i pytające mnie, co ja takiego robię, że ich nie mam? Kiedyś w takiej sytuacji odpowiedziałam: “Ja o tym nie myślę, tylko żyję i robię to, co lubię i tak, jak chciałabym robić”. Możemy wpłynąć na to, jakie rysy twarzy będziemy mieli na starość - czy zmarszczki mimiczne od śmiechu, czy opadające kąciki ust wiecznego smutasa; czy będziemy otyli, czy szczupli. Twarz naznaczona myśleniem i życiem, jest twarzą interesującą. Ale nie wystarczy wypełnić policzków czy zrobić lifting twarzy. Twarz nieskażona wewnętrznym szczęściem, po prostu zawsze będzie pusta. Patrząc na taką osobę, myślimy - no tak, ona nie zaakceptowała tego, że się starzeje.

 

Jak wybieracie kosmetyki? Czy może wystarczą plasterki ogórka i maseczka z płatków owsianych?

Jola Słoma: Pewne rzeczy możemy zrobić sami. Na przykład, uważam, że wydawanie pieniędzy na peelingi nie ma sensu. My kupujemy kawę ziarnistą, a fusy z ekspresu przelewowego wykorzystuję, dodając do nich cynamon czy brązowy cukier i olej lniany - i już mam peeling. Latem idę do ogródka, zrywam kilka listków mięty, wrzucam je do moździerza z solą, ucieram i dodaję oliwę. A jak komuś się nie chce, to najlepiej wybrać kosmetyki naturalne. My szukamy wegańskich produktów do pielęgnacji, ale też takich, których data ważności nie mija za pięć lat, bez silikonów i parabenów.

Nie lubię wydawać dużych sum na kosmetyki. Staram się wybierać te z niższej półki, co do których mam pewność, że są dobrej jakości.

 

Jaka jest najpiękniejsza osoba, jaką kiedykolwiek spotkaliście?

Jola Słoma: Jest taka osoba i jest to kobieta. Gdybyś na nią spojrzała, na pierwszy rzut oka nie wydałaby ci się piękna, ale dostrzegłabyś je w mądrości spojrzenia. To seniorka ze Światowego Uniwersytetu Duchowego Brahma Kumaris. Dadi Janki jest odpowiedzialna za funkcjonowanie Uniwersytetu na świecie, przy czym skończyła już 100 lat. Wielokrotnie słyszała od lekarzy, że powinna przejść na emeryturę, jednak kiedy tylko czuje się lepiej, udziela lekcji duchowości. Twierdzi bowiem, że bez miłości swoich studentów i energii płynącej z przebywania z nimi, umarłaby. Dadi Janki mówi po prostu, że szczęście to bycie na swoim miejscu i robienie tego, co się kocha, miłość do Boga i miłość do innych. Za tę miłość, którą obdarza każdą napotkaną osobę, uważam ją za jedną z najpięknieszych osób, jakie kiedykolwiek spotkaliśmy.

 

Dadi Janki
Dadi Janki