Starsi czytelnicy pamiętają zapewne masową fluoryzację przeprowadzaną w szkołach podstawowych. Nauczycielki zapowiadały przerwę na mycie zębów, klasa dzieliła się na grupy, dzieci dostawały przechowywane w szafce szczoteczki i szły z nimi do toalety. Każdy wyciągał swoją szczotkę w kierunku pani, która z niewielkiej plastikowej buteleczki odmierzała kilka kropel specjalnego żelu. Odbywały się także pogadanki dotyczące pozytywnych efektów takiej terapii. Ale czy informowano nas o możliwym ryzyku?

 

Wówczas wieści o tym, że fluor może być szkodliwy wywoływały niedowierzanie. Traktowaliśmy go jak „witaminy dla zębów”. A jednak zdarzało się, że niektórzy z nas nie mogli brać udziału we wspólnych zabiegach higienizacyjnych. Byli to uczniowie cierpiący na fluorozę, zaburzenie spowodowane nadmierną ekspozycją na związki fluoru. W łagodnej postaci fluoroza objawia się kredowymi plamami, które łączą się z nadżerką szkliwa. Objawami ostrych zatruć związkami fluoru są: biegunka, bóle brzucha, wymioty, demineralizacja tkanki kostnej, tężyczka (nadmierny skurcz mięśni), a gdy podrażniany jest układ oddechowy (np. przy zatruciach przemysłowych), dochodzi do obrzęku płuc.

Zwolennicy teorii spiskowych twierdzą, że fluor zaczęto propagować ze względu na jego działanie na układ nerwowy. Ich zdaniem, fluoryzacja wody wodociągowej, promowana głównie w USA, była inspirowana doświadczeniami niemieckich naukowców przeprowadzających w trakcie II wojny światowej doświadczenia na jeńcach wojennych. W obozach jenieckich fluor, podobnie jak rzekomo podawany niegdyś w wojsku brom (w celu osłabienia napięcia seksualnego), miał odbierać ludziom silną wolę, czynić ich apatycznymi i potulnymi wobec władzy. Jakkolwiek sensacyjne wydają się być doniesienia o związkach wielkiego przemysłu, medycyny i rządów dążących do zniewolenia populacji, masowe uzdatnianie wody fluorem stało się faktem. Dopiero po latach część państw wycofała się z projektów fluoryzacji wody, a naukowcy zaczęli poważnie zastanawiać się nad długoterminowymi skutkami ogólnoustrojowego oddziaływania związków fluoru. Czy to oznacza, że powinniśmy wyrzucić pasty do zębów? 

- O tym, jak często fluoroza występuje na danym terenie, decyduje przede wszystkim stężenie fluoru w wodzie pitnej. Jeśli w trakcie rozwoju zębów spożywana jest woda o ponad optymalnym stężeniu fluoru, to ryzyko fluorozy wzrasta. Na obszarze Trójmiasta i okolic, w którym obecnie pracuję, czasami zdarza mi się obserwować przypadki fluorozy, jednak są to w większości postacie bardzo łagodne, tzn. widoczne są białe plamki lub delikatne linie na powierzchni szkliwa. Przyczyną tych defektów jest najprawdopodobniej kumulacja fluoru z wody pitnej i pożywienia w trakcie tworzenia się szkliwa. Są jednak obszary, gdzie występowanie fluorozy jest bardzo częste i ma ona zwykle cięższy przebieg. Takim miejscem w Polsce jest m.in. Malbork, gdzie naturalne stężenie w wodzie pitnej jest wysokie. W takich miejscach trzeba bardzo kontrolować ilość spożywanego fluoru - tłumaczy Alicja Ramsz, lekarz dentysta z Kliniki Dentineo z Gdańska.

Naturalne wody zawierają 0,2-0,5 mg/l fluoru, w Polsce najwyższą dopuszczalną normą jest 1,5 mg/l, na świecie od 0,8 do 1 mg/l. Kranówka nie jest jednak jedynym źródłem budzącego kontrowersje pierwiastka, którego związki obecne są także w powietrzu, produktach spożywczych (naturalnie występują m.in. w rybach, herbacie) i środkach higieny: pastach, płynach do płukania ust i niciach dentystycznych. Występowanie fluorozy u osób pijących wodę zawierającą dopuszczalne stężenia fluoru może zależeć również od ogólnego bilansu dostarczanych do organizmu mikroelementów np. wapnia i magnezu, które obniżają wchłanianie fluoru (fluor z kolei ogranicza wchłanianie wapnia itd.).

Problem może być bardzo poważny, gdyż przewlekła fluoroza nie tylko utrudnia mineralizację szkliwa i uwapnienie kości, ale powoduje zaburzenia procesów enzymatycznych. Doniesienia dotyczące występowania m.in. apatii czy obniżenia stopnia inteligencji oraz przewlekłego starzenia się osób długotrwale przyjmujących zbyt duże dawki fluoru są powodem sporów zarówno wśród internautów, jak i w środowisku naukowców.

Stomatolodzy uspokajają, tłumacząc, że zabiegi fluoryzacyjne prowadzone pod ścisłą kontrolą są bezpieczne, a pasty do zębów musielibyśmy nieustannie zjadać, by nabawić się z ich powodu fluorozy - pasty zawierają od 500 do 1500 ppm fluoru (ppm - określenie ilości cząstek danej substancji przypadający na 1 milion cząsteczek roztworu).

Komentarz eksperta

lek. stom. Alicja Ramsz
lek. stom. Alicja Ramsz
Pasty do zębów zawierające fluor mają bardzo korzystny wpływ na już wyrznięte zęby, w których doszło do powierzchownej demineralizacji szkliwa (początkowej fazy próchnicy), gdyż fluor ma zdolność „naprawy” tych uszkodzeń. Ważne jest natomiast, żeby pasta zawierała odpowiednie stężenie fluoru dobrane do wieku jej użytkownika. Zaleca się stosowanie fluorkowanych past do zębów już od pojawienia się pierwszego mlecznego zęba, natomiast stężenie fluoru musi być odpowiednio niskie. Połknięcie dużej ilości pasty o wyższym stężeniu, przy rozwijających się u dziecka zawiązkach zębów, może wywołać fluorozę. U starszych dzieci, i dorosłych, takiego ryzyka nie ma, więc aby chronić zęby przed próchnicą zalecane jest stosowanie past do zębów z większym stężeniem fluoru. Należy jednak pamiętać, że najważniejszym elementem profilaktyki próchnicy są regularne wizyty u stomatologa. Może on wtedy ocenić stan uzębienia i dobrać odpowiednie środki do higieny jamy ustnej.