Nie od dziś wiadomo, że poczucie własnej wartości przekłada się nie tylko na samoocenę, ale i dobry nastrój. To wyjaśnia także, skąd takie, a nie inne wnioski pewnego chirurga plastycznego zza oceanu.

 

Jak twierdzi pracujący w Chicago dr Steven Dayan, chirurdzy plastyczni i lekarze medycyny estetycznej, którzy biorą pod uwagę nie tylko to, co oczywiste, mają szczęśliwszych pacjentów. Jego zdaniem specjaliści powinni kierować się nie tylko kwestiami wizualnymi, czyli defektami, ale i umysłem pacjenta, a konkretniej – jego samopoczuciem. Jako dowód stwierdzeń wskazuje botoks, który może wspomagać leczenie depresji.

Chociaż zdaniem dr. Stevena Dayana leczenie depresji nie jest zadaniem chirurga plastycznego, przekonuje on, że zabiegi mogą wpływać na nastrój pacjentów. Takie odważne stwierdzenia wynikają z jego doświadczeń. Przeprowadzając własne badania nad wpływem liftingu twarzy, neurotoksyn i wypełniaczy na nastrój, zaczął pokazywać pacjentom zdjęcia sprzed i po zabiegach. W większości wypadków stwierdzili oni, że osoby ze zdjęć po zabiegach wyglądają na szczęśliwszych.

Skoro botoks może zredukować objawy depresji, dlaczego nie miałyby tego zrobić lifting twarzy czy wypełniacze – przekonuje lekarz. Wygląda na to, że może mieć on sporo racji. Badania dowodzą, że mając niezadowolony wyraz twarzy, jest się często niezadowolonym. Jeśli ktoś ma z kolei pogodny wyraz twarzy, taki jest też jego nastrój. Idąc tym tropem, można dojść do wniosku, że zabiegi poprawiające kształt ust czy niwelujące efekt wiecznie zmarszczonych brwi mogą zdziałać cuda.

Stwierdzenia dr. Stevena Dayana stawiają pod znakiem zapytania tezę, że ludzie poddają się zabiegom wyłącznie ze względów estetycznych. Jak twierdzi, chirurgia estetyczna nie jest przeznaczona wyłącznie dla próżnych ludzi. - Naszym zadaniem jest zwiększenie poczucia własnej wartości. Mój sukces opiera się na zadowoleniu moich pacjentów – mówi. Specjalista podkreśla przy tym, że nie sztuką jest dążyć do uznanych przez lekarzy czy społeczeństwo ideałów piękna. Celem powinno być bowiem przede wszystkim szczęście pacjenta.

Lekarze niejednokrotnie muszą wyczuć nastrój pacjenta i dowiedzieć się, czy chęć poddania się zabiegowi nie jest podyktowana niską samooceną. „Leczenie” niedoskonałości, których tak naprawdę nie ma, bywa równie niebezpieczne, jak próby realizowania nierealistycznych oczekiwań. Prawdą jest, że medycznych rozwiązań wymagają tylko konkretne problemy, a jeśli ich redukcja tudzież usunięcie zniweluje objawy depresji czy podniesie pewność siebie pacjenta, pozostaje cieszyć się pełnią sukcesu.